Wyprawa 2 i 3/4 – Atlas Wysoki i zimowe zdobycie Jabal Tubkal 4167 npm.
Dzisiaj Zachodnia Afryka płacze. Sahara łapczywie czerpie wodę z deszczu a my marzniemy.
Ciepło tu jest tak ulotne jak woda.
To doskonały czas na refleksje i wspomnienia. Aż trudno uwierzyć jak wiele się wydarza podczas wypraw w Afryce.
Trzeci tydzień wyprawy
To już drugi tydzień od zakończenia maratonu w Marrakeszu i trzeci od naszego zimowego wejścia na najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego (najwyższych gór Afryki północnej).
To dobry dzień, pełen deszczu, dobry na podzielenie się nadal żywymi wspomnieniami i doświadczeniem.
Ponieważ moje podróże przez Maroko trwają już od wielu lat, wiele miesięcy w roku, czuje że mogę sobie pozwolić na dzielenie się wskazówkami.
Nasze życie podróże to wyprawy z pokładu jachtu. Pływamy nim cały rok. Zimą w poszukiwaniu lata docieramy co roku do Afryki. W tym roku już od 6 tygodni prowadzimy wyprawę na Saharze.
Po pierwszych tygodniach spędzonych wśród bezdroży nad granicą z Algierią postanowiliśmy odpocząć w Marrakeszu. Tu kilka przyjemnych komfortowych chwil spędziłyśmy w Riadzie Suliman.
W tym czasie nasz jacht dopłynął do Agadiru i cała załoga dołączyła do nas.
Żeglarze są wytrwałymi ludźmi z otwartymi sercami na przygody i poznawanie. Dzięki temu wszystkie nasze wyprawy z pokładu jachtu cieszą się powodzeniem. I tym razem cała załoga uczestniczyła w poznawaniu kultury Maroka i Berberów. Te dwa dni jakie zaplanowaliśmy w rejsie między Rabatem a Agadirem wystarczyły ośmino osobowej załodze na poznanie wszystkich cudów jednego z najpiękniejszych miast u podnóża gór Atlasu Wysokiego. Śniadania w klimatycznym komfortowym Riadzie oraz całe dni na ulicach tętniącego życiem miast i placu Jamaa El Fa.
W tym czasie ja z dwojgiem śmiałków z jachtu wyruszyliśmy na szczyt Jabal Tubkal.
Zachary i Kapitan Kuba. Zadziwiająco dużo pasji ekstremalnych wiąże ludzi morza i gór. Tym razem Zachariasza i Kubę wiążą ze mną góry, morze, a dodatkowo jeszcze skoki spadochronowe i sporty walki. Oboje okazali się dobrymi i wytrawnymi kompanami tej wyprawy. Miło wchodzić w górę z osobami otwartymi na przygodę. W marcu 2016 roku zdobyłem szczyt w podobnie dobrym towarzystwie. Choć teraz towarzyszył mi nie tylko kolega ale i przyjaciel Kuba.
Pewnie nie bylibyśmy sobą nie organizując tej wyprawy zimą. Temperatura podana na pozycję schronisk to -21 stopni. Cóż ten szczyt Atlasu Wysokiego nie stanowi trudności wspinaczkowej. Droga do niego jest prosta a sama ścieżka łatwa do zgubienia. Choć jest to możliwe żeby i tu zabłądzić.
Po moim wiosennym zdobyciu szczytu w kilkadziesiąt godzin z pokładu jachtu, czyli z wysokości 0 nad poziomem morza, wydawało mi się że na szczyt należy do łatwych choć wyczerpujących. W dzień po naszym zejściu na szczycie były śmiertelne zaginięcia. My wykorzystaliśmy okno pogodowe, musieliśmy jeszcze zdążyć na jacht i dopłynąć do następnego portu Safi , realizując też plan wyprawy żeglarskiej. Na nas wtedy czekał na pokładzie Kuba Jakubczyk, polski himalaista. Zdobywca Jabal Tubkal i większości szczytów korony ziemi. Szkoda że tej wyprawy nie odbyliśmy razem jednak wszyscy wiemy że w górach i na morzu króluje natura a my szukamy miejsca dla siebie w jej kaprysach. Oboje znając Tubkal nie mogliśmy później uwierzyć że tam mógł ktoś tak bez sensu zginąć.
Byłem zdziwiony i przerażony. O zaginięciu całej grupy na szczycie, która martwa została odnaleziona kilka dni później, dowiedziałem się po kilku miesiącach. Straszni, nieprawdopodobne ale jednak prawdziwe.
Wtedy była wiosna, temperatury oscylowały wokół kilku stopni poniżej zera. Teraz mieliśmy trudniej. Cóż chyba nie wybrał bym się na Jabal Tubkal przed Listopadem i po marcu.
Od wiosny do później jesieni to uczęszczany szczyt. Od kilkudziesięciu do kilkuset osób codziennie zdobywa szczyt. To dla mnie za dużo. Od Listopada do marca szczyt zdobywa kilka osób, wszyscy przygotowani i wyjątkowy. Zdecydowanie bardziej odnajduje się na drodze, gdzie pojedyncze ślady i doświadczenie szlaku górskiego wskazują drogę. Inaczej jak co kilka minut kogoś mijam a w schroniskach nie ma gdzie usiąść. Tak spędziłem młodość w Tatrach i wiem o ile lepiej smakują góry gdzie ludzi jest mało w schroniskach prawie wszystkich poznajemy i nie jesteśmy bezosobowi. Oczywiście jak zawsze wybór pozostawiam Wam.
Podczas przygotowania do wejścia na szczyt zajrzeliśmy jeszcze do Decatlonu w Marrakeszu. Tam przy zaopatrzeniu porównywalnym z polskim uzupełniliśmy zapasy w rzeczy których nie warto było zabierać do samolotu z polski.
Mnie ze sprzętem było łatwiej. Na jachcie mam wszystko by z wielu portów po drodze zdobywać góry, jaskinie i inne piękne niepowtarzalne miejsca.. Od Czarnogórskich Gór Przeklętych, przez Góry Siera Nevada w Hiszpanii, przez wulkany wysp Eolskich oraz przez Góry Atlas i Teidę na Oceanie na Wyspach Szczęśliwych. Zatem po pierwszych zakupach sprzęt osobisty wynajęliśmy w Imlil. To miasto gdzie rozpoczyna się wyprawy w tą część Atlasu Wysokiego. Z Marrakeszu to 80 km. Stamtąd też regularnie kursują busy do miasta Imlil. My wiemy że dotrzemy na miejsce późno i wyjedziemy następnego dnia w nocy. Zatem zabraliśmy samochód. Nie jest potrzebny samochód terenowy, wystarczy najtańszy a koszt wynajęcia samochodu to od 25 do 35 euro za dzień.
W Ilmil poza sezonem wynajmiemy bez żadnego problemu buty, czekan, plecak, raki, czekan i kije trankingowe. Dwa dni to około 20 Euro za czekan raki i buty. Oczywiście tu też należy się targować. Przecież jesteśmy w Maroku. Koszt przewodnika to ok 50-60 euro. Przy pierwszym zimowy wejściu zalecam przewodnika. Znajdziecie osoby mówiące po angielski, francusku i hiszpańsku. Droga jest prosta jednak nie na pierwszy raz zimą. Prosta jak jest prosto i jesteście sprawni. Ponad schroniskiem nie ma zasięgu żadna sieć komórkowa i pomoc nie nadejdzie na pewno drogą powietrzną. Dlatego wśród Was powinna być osoba która uratuje nie tylko siebie ale też Was jak będziecie tego potrzebować. Powinniście mieć też urządzenie do wezwania pomocy bez użycia telefonu. Są dziesiątki takich urządzeń satelitarnych. Wybór należy do Was. Ale na pewno zapiszcie telefony do schronisk i do kilku hoteli w Imlil. Tam będą mówić po angielsku i Wam pomogą jak będziecie mieli zasięg. I najważniejsze powiadamiajcie gdzie idziecie i kiedy planujecie powrót. Schemat oczywisty ale ważny nie jak jest fajnie tylko jak coś się dzieję. Czyli oby nigdy !
Droga
Droga do schronisk to 11 km. Wyszliśmy koło 18 zatem na miejscu byliśmy kilka godzin po zmierzchu.
Nie mogliśmy sobie darować kolacji w miejscowym domu. To ile płacimy za sytą dobrą kolację, około 4 euro za osobę, wystarczy rodzinie na tydzień życia bez lęku o ciepło i jedzenie. Życie w Atlasie nie rozpieszcza mieszkających tam Berberów. Są tam domy bez energii elektrycznej z sieci, większość nie ma kanalizacji i wiele nadal ma problem z wodą. Praca to tylko służby miejskie (czyli zatrudnienie dla kilkudziesięciu osób) i i usługi. Czyli kilkudziesięciu turystów dziennie utrzymuje całe miasto przez większość zimy.
Ale pamiętajmy że mieszkańcy gór Atlas to w zdecydowanej większości to pogodni ludzie. Rodzina, dzieci, jedzenie i ciepło to podstawa ich szczęścia. Nie wszyscy potrzebują i oczekują życia podobnego do naszych. Oni czasem pytają z większym zainteresowaniem o szczegóły naszego życia niż my o ich. Podobnie jak ja nie marze o życiu na Hawajach oni są przywiązani do swoich tradycji i ziemi. Najlepsze co możemy im dać to pracę. Zatem więc zatrudniajmy ich wszędzie tam gdzie to jest możliwe. Ich praca daje im wystarczające utrzymania, a ceny za ich pracę są naprawdę niskie. Dla przykładu o 19 o zmroku piliśmy przy nas wyciskany sok pomarańczowy. To była wysokość grubo ponad 2000 npm. za który płaciliśmy po 1 euro za szklankę. Na sok składało się 8 całych pomarańczy wyciskanych przy nas. Cudowny smak i nasze przejęcie jak cieszył się sprzedawca z jeszcze ostatnich tego dniach klientów. Przed nami była para polaków, i po nas też była para polaków. Tych drugich mijaliśmy w drodze na szczyt. Nie pamiętam imion ale nasz zdziwienie pamiętam. Przywitali nas polskim “cześć” i wiedzieli że jesteśmy polakami. Zakładali się czy ktoś poza polakami może wchodzić nocą w Atlas Wysoki. Mieli rację, tego dni dogoniliśmy inną parę wspinaczy, też polaków 🙂
To byli Justyna i Kuba, później spędziliśmy z nimi wieczór i kawał drogi na szczyt następnego dnia.
Noclegi
Droga doliną z Imlil, jest długa i czas wolno biegnie szczególnie nocą. Po kilku godzinach byliśmy w schronisku. Wybraliśmy tym razem schronisko zarządzanie przez Francuzów Les Muflos. Drugie jest zarządzane przez Marokańczyków AzibTamsolut. Wybór nie jest prosty. W Marokańskim schronisku jest taniej latem jest tam więcej ludzi, a układ kuchni, jadalni i łazienek jest tradycyjny dla Maroka. Czyli jest ascetycznie. W schronisku Francuskim jest cieplej tylko w jadalniach. W pokojach my zastaliśmy minus 4 stopnie. Ku mojemu zaskoczeniu woda zostawiona przy łóżku rano była całkowicie zamarznięta. Jednak o tej porze roku spotkaliśmy wielu wspinaczy, w tym polaków z którymi następnego dnia planowaliśmy zdobyć szczyt. Pobyt w schronisku to 17 Euro, 5 euro kolacja i 3,5 euro za śniadanie. Przeliczam miejscową walutę na euro świadomie dając Wam relację do niskiej wartości sum wydawanych tak wysoko i to w zimie. W rzeczywistości możecie płacić też w miejscowych dirhamach. Zatem schronisko jest relatywnie tanie a atmosfera doskonala.
Pocieszę Was. W schronisku Francuskim mamy europejskie łazienki (choć temperatura jest zimą w nich minusowa), posiłki są syte i ciepłe podawane w pomieszczeniach z ciepłymi kominkami. Są miejsca gdzie wysuszymy i nagrzejemy ekwipunek. Sypialnie, jak to w schroniskach. Macie koce do woli, są ciepłe choć zakurzone, a pomieszczenia nie mają ogrzewania. Jednym słowem dobre warunki do aklimatyzacji. Zalecam zabranie małych śpiworów. Po pierwsze jako prześcieradeł w schronisku i na wszelki wypadek na podczas wyprawy.
My mieliśmy ze sobą też kartusze, maszynkę i własne jedzenie. Śniadanie i gorącą wodę na dzień następny przygotowaliśmy sami. Choć z kolacji po nocnej drodze skorzystaliśmy miejscowej.
Wybieraliśmy też tym razem szybki wariant wejścia, przepakowaliśmy jedzenie, wodę, apteczki i na wszelki wypadek maszynkę do jednego plecaka. Wyszliśmy znów dość późno, jednak wraz z parą poznanych polaków wyszliśmy jedyni na najwyższy szczyt.
Pierwszego dnia jak weszliśmy do schroniska obsługa wiedziała że jesteśmy polakami. To jak twierdzą jedyna narodowość, która po wejściu w nocy w tej temperaturze po prostu pyta o jedzenie nocleg i robi swoje. Zawsze wywołuje to uśmiech na mojej Twarzy jak na innych kontynentach z pośród dziesiątek krajów europejskich to my Polacy jesteśmy rozpoznawani jako doświadczeni, dobrzy i szaleni podróżnicy. Mają rację, następnego dnia zdjęciami udowadnialiśmy że weszliśmy. Od kilku dni tylko nieliczni Polacy zdobywali szczyt.
Znają nas i nikt już nie udowadnia że bez przewodników nie wejdziemy. Polacy zdobywają zimą szczyt prawie z marszu. Tak było i tym razem. Cała nasz piątka zdobyła szczyt. Wszyscy po małych przygodach z trasą gdzie na długości 6 km na szczyt prześlijmy 10 km.zdobyliśmy szczyt.
Dumni wyczerpani i zmarznięci po południu byliśmy z powrotem w schronisku. Znów sami zrobiliśmy sobie ciepły posiłek i byliśmy gotowi do zejścia do Imlil do samochodu do Marrakeszu i dalej samochodem do Agadiru na jacht. Jacht i załoga następnego dnia wypłynęli na kilka kilkaset mil na otwarty Ocean. Dopłynęli bezpiecznie po kilku dniach na wyspę Lanzarotte.
Samo wejście to przepiękne panoramy, nam towarzyszyły tej zimy też chmury dając pięknie urozmaicone niebo. Niestety niespodziewanie w drodze na szczyt napotkaliśmy wiatr wzmagający się w szkwałach na szczycie do 60-70 km/h. Znacznie obniżał odczuwalną temperaturę. I z łatwego podejścia zrobiło się naprawdę wyczerpująco. Samego podejścia i zdobywania szczytu jak zwykle nie opisuję dokładnie. To był i jest magiczny czas gdy każdy walczy z sobą i dla siebie. Takie opowieści można usłyszeć tylko osobiście.
W drodze na szczyt poznaliśmy siebie i górę.
Dziękuję żnie i córeczce że mam dla kogo walczyć oraz Kubie za świetne towarzystwo i oparcie w wyprawie oraz zdjęcia wykorzystane we wspomnieniach.