Polscy podróżnicy utknęli na jachcie. Opowiadają, jak wygląda sytuacja na południu Hiszpanii [RELACJA]
Artykuł ukazał się w; Onet Podróże
Autorem artykułu jest; Kap. Adam Jakubczak
O tym, że koronawirus pokrzyżował plany podróżników na całym świecie, pisaliśmy wielokrotnie. Nasi czytelnicy regularnie przysyłają nam relację z ich powrotów do Polski. Tym razem napisała do nas Edyta Kos-Jakubczak, Adam Jakubczak oraz ich córka Kalina, którzy postanowili zostać na jachcie na południu Hiszpanii. Jak piszą, nie są uwięzieni, ale poruszać mogą się z trudnościami.
– Jesteśmy w Hiszpanii. Dzisiaj my jak i setki innych żeglarzy jesteśmy zmuszeni do pozostania w porcie. Nie chcę użyć słów, że jesteśmy uwięzieni, bo z ogromnymi trudnościami, ale możemy jeszcze poruszać się po morzu wzdłuż wybrzeża Hiszpanii. Jednak wejście do jakiegokolwiek portu w innym kraju to natychmiastowa kwarantanna 14 dni. I nie wiadomo, czy jacht będzie mógł z niego już wypłynąć – opowiadają.
Para podróżników znajduje się obecnie niedaleko Gibraltaru, na granicy z Afryką i oceanem. – Od grudnia przebywamy w prowincji Kadyksu w mieście La Linea, na granicy z Gibraltarem – informuje polska rodzina.
– Jesteśmy rodziną od lat żyjącą w podróży i pod żaglami. Jednak obecna sytuacja nawet nas zaskakuje – opisują Polacy.
Maroko, zatrzymany ruch lotniczy i promowy
– Podczas tej zimy, podobnie jak od wielu poprzednich lat, poza pobytem w Hiszpanii dodatkowo przez miesiąc prowadziliśmy rejsy u wybrzeża Afryki północno-zachodniej (Maroko).
Szczególnie zimą nasze doświadczenie w tej części Afryki jest unikatowe. Tygodniami nie widzieliśmy tam innej załogi jachtów i na oceanie i w portach – wyjaśniają.
Jeszcze do niedawna nikt się nie przejmował
– Podczas naszego tegorocznego pobytu w Afryce w lutym, jedyną zmianą i ograniczeniem w normalnej żegludze, były tylko obowiązkowe pisemne potwierdzenia, że nikt z załogi nie mam objawów grypy. To był czas kiedy jeszcze nikt nie nosił rękawiczek i maseczek. Nie było też ograniczeń w poruszaniu się.
Niestety w zeszłym tygodniu, po południu w piątek 13 marca zostały zawieszone w Maroku wszystkie loty oraz transport morski. To znaczy, że nie można wylecieć z lotnisk i wypłynąć z portów w Maroku, ale też nie można do nich wpłynąć. Dla setek obcokrajowców oznacza to brak możliwości powrotu do domów – relacjonują Polacy.
– W Marinie w Tangerze, Sali, Agadirze też dziesiątki żeglarzy zostało zatrzymanych. Praktycznie nie mogą wypłynąć, więc muszą pozostać w portach – podają i dodają, że taki sam los dotyczy setek Hiszpanów i obcokrajowców spędzających ferie w Maroku.
– Nagle bez żadnej wcześniejszej informacji otrzymali niecałą dobę na opuszczenie Maroka. Po zakończaniu tego terminu jeszcze tylko kilka godzin następnej nocy zezwolono na otwarcie granic miasta Ceuty I Melilli. Już tylko tam mogli schronić się obywatele UE.
Te dwa miasta to nadal terytorium Hiszpanii i UE na kontynencie Afryki. Do nich nadal pływają promy poruszające się z Hiszpanii. I już tylko do nich pływają promy z Europy.
Oczywiście, wszystkie inne promy poruszające się bezpośrednio do Maroka zostały zatrzymane i nie mają prawe wejścia do portów tego kraju. Tylko morski transport towarowy ma prawo wejścia do portów Maroka – informują.
Wszyscy obcokrajowcy przebywający w Maroku nie mogę go opuścić
– Nie wiadomo też ,czy specjalne loty zabiorą z Maroka wszystkich Polaków i innych obywateli UE. Na dzień dzisiejszy nie ma już miejsc na wszystkich polskich lotach i nie wiadomo kiedy będą następne – wyjaśniają.
Wiele załóg pozostało na oceanie.
Jak czytamy, na ich jachcie pod polską banderą o nazwie SISTRUM, raptem 14 marca ostatnia załoga opuściła pokład. Jednym z ostatnich lotów wylecieli z Hiszpanii. – Po wylądowaniu w Polsce jednak już byli zmuszeni do kwarantanny. Na szczęście wszyscy są ciągle zdrowi – informują.
Załogi decydują się pozostać na jachtach
– Jednak załogi z innych jachtów, dzisiaj już raczej decydują się na pozostanie na jachtach. Droga do innych krajów w Europie zaczyna być niebezpieczna, kosztowna, i często też bardzo trudna logistycznie.
Taki sam los spotkał żeglarzy, którzy wpłynęli na Azory, na Wyspy Kanaryjskie i do Malty
Teraz najpierw muszą poddać się kwarantannie w porcie, do którego wpłyną, a później po 14 dniach dopiero muszą szukać sposobu na powrót do Polski. Niestety najpewniej już będzie po zakończaniu zaplanowanych lotów LOT #LotdoDomu.
Warto też pamiętać, że są jachty i załogi w drodze do Ameryk i z Ameryk. Oni w większości dopiero za kilka tygodni dowiedzą się, co się dzieje na świecie. Spotkają kwarantannę i brak połączeń do swoich krajów – podają.
Polacy pomagają ludziom na innych jachtach
– Jesteśmy od ponad miesiąca już Hiszpanii. Na szczęście przebywamy w prowincji Kadyksu, gdzie zachorowań jest nadal niewiele. Niestety dzisiaj w całej Hiszpanii zarażonych i ofiar wciąż przybywa.
W Hiszpanii obowiązuje zakaz poruszania się bez wyraźnego celu, którym może być droga do domu, pracy, sklepu lub apteki. Można wyjść też na spacer z psem.
My już od lat dokładnie planujemy swoje wyprawy i tym razem również mamy tutaj swój samochód. Właśnie dzięki niemu możemy teraz pomagać miejscowym żeglarzom i starszym polakom, jacy tutaj żyją.
Cieszymy się też już dużym zaufaniem miejscowych patroli, które nas już rozpoznają i teraz dzięki temu możemy bez większych trudności jeździć w najbliższej okolicy. Nie nadużywamy tego przywileju i wykorzystujemy go tylko do dostarczania jedzenia, lekarstw gazu i paliwa dla potrzebujących ludzi i jachtów.
Na szczęście w naszej okolicy jest niewiele zachorowań, a ludność poważnie podeszła do epidemii i na ulicach nie ma prawie nikogo – opisują.
Wstęp do Gibraltaru
– Jeśli chodzi, o kontakty z pobliskim Gibraltarem to zostały one ograniczone wyłącznie do grupy osób tam pracujących i mogących to potwierdzić.
W praktyce tę granicę przekraczają już tylko pojedyncze osoby. Niedawno przekraczały ją setki co godzinę. My już nie możemy wejść do Gibraltaru – wyjaśniają sytuację na południu.
Artykuł ukazał się w; Onet Podróże
Autorem artykułu jest; Kap. Adam Jakubczak
Poniżej link do gazety;