Polska rodzina, która utknęła na jachcie u wybrzeży Hiszpanii, oferuje pomoc
Artykuł ukazał się w; Onet Podróże
Autorem artykułu jest kpt. Adam Jakubczak
Para podróżników z 13-letnią córką od grudnia pływa między Hiszpanią a Marokiem. Obecnie Polacy mieszkają w prowincji Kadyksu w mieście La Linea, na granicy z Gibraltarem. – Jesteśmy dokładnie tuż przy granicy z Gibraltarem, mieszkamy z widokiem na Afrykę. Mamy tutaj swój jacht SISTRUM, który jest naszym domem. Na ulicach są tylko pojedyncze osoby, nie obserwujemy też zamętu w sklepach, półki są pełne – relacjonują.
Koronawirus Hiszpania. Sytuacja na południu
– Szpitale tutaj w prowincji Kadyks, nadal nie są przepełnione i przyjmują wszystkich zarażonych na oddziały intensywnej terapii. Nie brakuje też respiratorów i innych urządzeń. W prowincji Kadyks osób zarażonych jest dzisiaj 245, są 3 przypadki śmierci. Osób wyleczonych jest ponad 70. Oczywiście to tylko niewielki procent tych zachorowań z Hiszpanii. I z wielkim niepokojem obserwujemy sytuację Madrycie i wielu innych dużych miastach – pisze kpt. Adam Jakubczak.
– Dzisiaj niestety, wyjątkowo niepokoi nas los innych osób. Osób, które są pozostawione samemu sobie za granicami. Mówię o Polakach, którzy nie mają jak wrócić do Polski, o setkach obywateli innych krajów też uwięzionych bez możliwości powrotu do domów. Zwracam też uwagę na dziesiątki żeglarzy i marynarzy wpływających z oceanu do portów bez zaopatrzenia, którzy często nie mogą nawet uzupełnić zapasów – informuje.
Koronawirus Maroko. Utknęło tam tysiące Europejczyków i dziesiątki Polaków
– W Maroku uwięzionych są tysiące Europejczyków i dziesiątki Polaków. Po absolutnym zamknięciu komunikacji lotniczej i morskiej, formalne zamknięcie przestrzeni powietrznej i portów, to praktyczny brak możliwości opuszczenia tego kraju.
I nie pomaga tutaj fakt, że Afryka od Europy na wysokości Gibraltaru oddalona jest tylko o 14 km. Niestety wszystkie połączenia promowe nie działają. Turyści mieli 24 godziny na opuszczenie kraju i wielu z nich nie udało się w tym czasie zorganizować alternatywnego powrotu. Już po kilkudziesięciu minutach nie było biletów na żaden samolot i prom w wyznaczonym czasie.
A co z turystami, podróżnikami i żeglarzami, którzy utknęli i nie mają jak wrócić ? Już od dwóch tygodni obserwujemy apele osób w krajach afrykańskich, ale też na wyspach oceanicznych: Kanaryjskich, Zielonego Przylądka, Azorów, Madery. Tam żeglarze dopływają z oceanu i natychmiast trafiają do kwarantanny. Nawet jak kwarantanna się zakończy, to nie mają już jak wrócić do domów. Dodatkowo koszt utrzymania jachtu morskiego w tych drogich portach, bardzo szybko wyczerpie ich rezerwy finansowe – opisują Polacy.
Jak piszą, zdają sobie sprawę, że są daleko od Polski. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i tego, że może utknąć w takich okolicznościach w odległym kraju. – Z Hiszpanii 3 kwietnia jest już ostatni lot do Polski, z Afryki Polacy już nie mają żadnych lotów – informuje Jakubczak i dodaje, że w związku z tym jego rodzina oferuje pomoc.
“Nie jesteśmy bogaci, ale mamy wielkie serca”
– Tutaj, gdzie my jesteśmy, w pobliżu Gibraltaru, możemy pomóc wszystkim, którzy nas potrzebują i się do nas zgłoszą. Nie jesteśmy bogaci, ale mamy wielkie serca – apelują Polacy na jachcie.
– Jesteśmy podróżnikami od wielu lat, jesteśmy też żeglarzami i to wypełnia nasze życie. Jesteśmy przygotowani do tego, żeby pomagać innym, jesteśmy przygotowani do tego, żeby radzić sobie nawet z ograniczeniami w wyniku epidemii. Od lat radzimy sobie z rozłąką. Mamy zapasy jedzenia i podstawowe zapasy medyczne. Możemy wszystkim tutaj pomóc w komunikacji, znajomości realiów Hiszpańskich, w ostateczności możemy też kogoś przenocować – piszą.
Zachęcają do pomocy innych
– Podobne możliwości do nas ma wiele osób na świecie, szczególnie podróżnicy i żeglarze, którzy robią to zawodowo lub od lat. My wiemy i umiemy dużo więcej, niż osoby sporadycznie wyjeżdżające – podkreślają.
– Pomogliśmy już wielu osobom w tej części Hiszpanii. Nie możemy już pomóc w powrocie do Polski, ale tutaj na miejscu tak. Możemy skontaktować ze sobą osoby w podobnej sytuacji. Mamy też tutaj samochód na polskich numerach, znamy realia, ludzi i procedury – podkreślają.
– Rozmawialiśmy już z wieloma osobami potrzebującymi pomocy. Widzieliśmy w ich reakcjach dużo ulgi, gdy tylko dowiadywali się, że nawet gdyby coś uległo znacznemu pogorszeniu, to mogą u nas liczyć na pomoc, jedzenie i nocleg.
Jak podkreśla Polak, teraz jest czas na dzielenie się wiedzą, doświadczeniem i dobrocią. Dobre czyny, wcześniej czy później do nas wrócą. – Możemy pomóc potrzebującym w zrobieniu zakupów, w formalnościach dot. jachtów i transportu, szczególnie jeśli ktoś wpływa z oceanu. Wiemy jak formalnie i bezpiecznie dostarczyć jedzenie, paliwo itd. (…) Chętnie wesprzemy też na duchu, do rozłąki i odległości można się przyzwyczaić i można ją nawet polubić – mówi.
– Teraz jest czas na pomoc. W ostatnich dniach bardzo wzruszył nas apel wielu imigrantów z Maroka, którzy teraz przebywają w Europie i oferują swoje puste mieszkania Europejczykom, którzy teraz koczują w portach i na lotniskach. Nagle okazuje się, że pomoc emigrantów w Afryce jest potrzebna. Nigdy nie wiadomo, kiedy dobre czyny do nas wrócą –
podsumowuje Adam Jakubczak.